Historia szkoły w Płaszowie

Historia szkoły w Płaszowie

Rozmowa z Alicją Szostak

“W celu założenia szkoły trywialnej w Płaszowie obowiązała się gmina Płaszów i Las Płaszowski…” tymi słowami zaczyna się kronika szkoły w Płaszowie, główny przyczynek do naszej dzisiejszej rozmowy o historii Płaszowa, części naszej dzielnicy w której mieszka Pani od dziecka.

Tak. Nawet ostatnio w rozmowie, z przyjaciółką mówiłam jej, że ja tu już jestem najstarszą rodowitą Płaszowianką, a zostało nas może pięć, sześć osób. I stąd staram się kultywować tą pamięć o Płaszowie. Zawsze było to dla mnie bardzo ważne.

Takim elementem tej pamięci jest wyjątkowa kronika szkoły przy ul. Saskiej. Kronika szkoły, ale również całego Płaszowa.

Tak. Wyjątkowy zabytek sięgający do 1860 roku i założenia naszej szkoły. Kronika trafiła do mnie przy okazji obchodów stulecia szkoły, które organizowaliśmy w 2015 roku. Przy tej okazji prosiłam znajomych, koleżanki ze szkoły, byłe nauczycielki, o stare zdjecia, dokumenty, wszystkie możliwe pamiątki na przygotowywaną wystawę. I między innymi, jedna osoba przyniosła mi tę wyjątkową kronikę. To było bardzo wzruszające wydarzenie, organizowane oddolnie przez samych mieszkańców skupionych wokół naszej parafii i przedszkola, które mieści się obecnie w miejscu dawnej szkoły. I mam nadzieję, że w końcu to znajdzie swoje miejsce w naszym Domu Kultury na Koszykarskiej (red. Centrum Kultury Podgórza - Klub Płaszów przy ul. Gumniska), o który tyle czasu zabiegaliśmy. Mam pisma jeszcze sprzed czterdziestu lat w sprawie jego wybudowania. To jeszcze było jak dwór stał, a ja pisałam do władz, żeby tam właśnie Dom Kultury utworzyć.

Pani rodzina od zawsze była związana właśnie z Płaszowem…

W świetnej pracy “Płaszów 1912-2012”, wydanej z okazji stulecia włączenia Płaszowa do Krakowa, Pan Andrzej Stasinowski prezentuje min. listę tych “rodów płaszowskich”, wyszczególnienie mieszkańców Płaszowa w określonym czasie, kto jakie grunty posiadał, kto miał tu swój dom. I tam znajdzie Pan szereg moich przodków. To chociażby jeden z moich pradziadków podpisywał z Prezydentem Leo akt przyłączenia Płaszowa do Krakowa. Już pod koniec XVIII w. nasza rodzina jest wymieniana jako właściciele domów w tym miejscu.

Stworzenie szkoły to nie tylko wyjątkowe wydarzenie, ale i spory wydatek dla lokalnej społeczności. 200 zł dla utrzymania nauczyciela, postawienie budynku zgodnego z wytycznymi, jego utrzymanie, drewno na opał, a nawet przywożenie i odwożenie księdza katechety. Tak wyglądały zobowiązania gminy wobec władz austriackich związane z otwarciem szkoły.

To rzeczywiście był duży wysiłek, ale ta szkoła bardzo szybko zaczęła żyć i stała się jednym z centrów życia lokalnej społeczności. Przyjeżdża pierwszy nauczyciel Franciszek Dzikowski, który przybył z Dąbrowa. Jan Malicki, zastępca nauczyciela, ale skąd to nie wiem. Jan Przylipski, przybył ze Szczucina, Paweł Zbawiec, Wojciech Saladas z Wieliczki, nadetatowa nauczycielka Kazimiera Niszewska, Jadwiga Bogurówna, Kamila Fidlerówna uzupełniają pierwsze grono pedagogiczne. I to zawsze był fundament szkoły, od jej powstania przez cały czas funkcjonowania, również w moich czasach, kiedy sama byłam jej uczennicą, właśnie wyjątkowi, zaangażowani nauczyciele.

To zaangażowanie mieszkańców w stworzenie szkoły jako pewnego symbolu rozwoju gminy, to jeden z kluczowych elementów tej starej płaszowskiej wspólnoty, widocznej jeszcze w niektórych miejscach naszej dzielnicy.

To było potem gdzieś wyniesione właśnie z domu i ze szkoły, to w nas zostawało. W genach wręcz mamy taką społecznikowską żyłkę, chęć do działania, robienia czegoś dla wspólnoty. Stąd potem nasze działania przy kanalizacji, przy budowie ulic. To właśnie oddolnie, jako wspólnota często zaczynaliśmy i wykonywaliśmy kolejne działania zmieniające Płaszów. Angażowaliśmy własne pieniądze, oddawaliśmy grunt, a często pomagaliśmy przy pracy, żeby te rzeczy które dzisiaj wydają się oczywiste mogły powstać.

Pierwszy budynek szkoły szczegółowo opisano w kronice - wykonany z miękkiego drzewa przetrwał siedem lat, gdy już trzeba było go remontować, zmieniać w pierwsze ceglane sale, budować pokój dla nauczyciela z prawdziwego zdarzenia. Wszystko to możemy śledzić właśnie na kartach kroniki szkoły.

Oczywiście, ale to co w niej szczególne to opis naszej historii, nie tylko tej małej lokalnej, ale wielkiej dotyczącej całego kraju. Wybuch wojny w 1914 roku, zajęcie szkoły przez wojsko. Wielka historia świata opisywana na kolejnych stronach przez Franciszka Cieślika, nauczyciela i przez szesnaście lat dyrektora, która splata się z historią i życiem szkoły. Pierwsza wojna światowa i zakwaterowanie na dwa lata wojska, a  w roku 1916 już otwarcie ósmej klasy i przywrócenie funkcjonowania szkoły. Rozbudowa i remont szkoły w kolejnych latach. Rok po roku znajdujemy opisy ważnych dla szkoły wydarzeń, liczbę uczniów, a pomiędzy nimi opis np. powołania Rady Regencyjnej czy proklamowania niepodległej Polski.

Śledzimy na kartach kroniki nie tylko szkołę, ale to jak rozwija się Płaszów.

Właśnie, w grudniu 1929 roku wreszcie zelektryfikowano szkołę. Wiele takich małych, drobnych informacji o naszej Płaszowskiej społeczności. I też zapisy zaangażowania w życie całego Krakowa. Taki fragment na przykład ciekawy. W dniu 15 października 1931 roku otwarto ponownie świetlicę utrzymywaną przez Związek Pracy Obywatelskiej Kobiet w Krakowie, Rynek Główny 32. Bardzo cenna inicjatywa to była. W drugim piętrze w obecności pani wojewodziny Bielakowej, Prezydentowej Beliny-Prażmowskiej, Pani Rederowej szefowej miejscowego komitetu, do którego wchodziły Pani Gliczowa, Maria Lachmanova, Włodarczykowa… - babka Zygmunta Włodarczyka późniejszego przewodniczącego Rady Dzielnicy, ksiądz Lubowiecki i Pani Warzechowa.

A potem oczywiście II wojna światowa.

Zmarła Pani Kawalerowiczowa, która od 1931 roku prowadzi dożywianie w szkole. Na jej miejsce przyszła pani Łączna ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczych. Podział szkół w roku szkolnym 1941-1942 na żeńską i męską. Funkcjonowanie szkoły na tle kolejnej zawieruchy dziejowej.

Cała ta historia na nowo odżyła przy okazji właśnie tych uroczystości stulecia szkoły w 2015 roku. Jak to wyglądało?

Powstał społeczny komitet “Łączy nas Płaszów”, organizujący uroczystości. Zaczęło się od mszy świętej w naszej parafii, a potem spotkanie w budynku przedszkola nr 11 na Saskiej, które było dawniej właśnie siedzibą tej szkoły. No i tam między innymi zorganizowaliśmy wystawę tych wszystkich pamiątek, mieliśmy okazję do spotkań po latach. Potem, dzięki temu nawiązałam współpracę z przedszkolem, oprowadzałam nasze dzieciaczki po Płaszowie i opowiadałam im trochę o naszej lokalnej historii, pokazywałam ciekawe miejsca takie jak port.

Z czasem, w kronice tych elementów historycznych jest trochę mniej, ale prowadzi nas ona aż do 1973 roku. I część tej historii - zarówno szkoły jak i Płaszowa to już też Pani własne wspomnienia.

Ta szkoła promieniowała. Ja ją z rozrzewnieniem do dnia dzisiejszego, wspominam. Nie tylko ja, ale wiele nas, tych którzy jeszcze żyją. Przedstawienia w szkole organizowane z inicjatywy dyrektora, bo ja uczyłam się jeszcze za dyrektora Obromskiego. To też były lata czterdzieste, pięćdziesiąte. W 1956 r. skończyłam szkołę. Był prowadzony, fenomenalnie, teatr. Młodzież przedstawiała wspaniałe sztuki. Łącznie z tym, że był nawet i “Skąpiec” Moliera wystawiany. Były organizowane imprezy dla społeczności. Wycieczki dla nas, które wtedy były naprawdę czymś dużym. Wycieczka do Warszawy organizowana przez panią Spiradek, która pracowała w czasie okupacji w Wilanowie. Jej uczniowie przyjęli w swoich domach nasze dzieci. Zwiedzanie odbudowującej się Warszawy, Wilanowa, to dla dzieci z Płaszowa było wtedy coś bardzo dużego.

Formalnym spadkobiercą szkolnej tradycji jest szkoła na ulicy Myśliwskiej?

Tak, szkoła przeszła na Myśliwską, a jej budynek to obecnie przedszkole. Stąd właśnie w nim zorganizowaliśmy spotkanie rocznicowe i dlatego ta ciągłość tradycji szkolnej trochę się dziś przerwała. Zmiana lokalizacji stanowi swoistą cenzurę i początek nowej szkoły. Budynek oczywiście był remontowany, ulegał zmianom nie ma np. sygnałówki, takiej wieżyczki, która kiedyś na nim była.

Szkoła była nośnikiem lokalnej odrębności, tradycji. Czy to się jakoś odczuwało, czy czuliście Państwo, że jesteście z Płaszowa, co to oznaczało?

Oczywiście, że było pewne poczucie lokalności. W końcu Płaszów był kiedyś odrębną gminą, miał swoje tradycje. Był bardzo bogaty, miał trzy cegielnie. Później jeszcze, jak zrobiono stację kolejową, rozwinął się jeszcze bardziej. Była śledziarnia, tam gdzie jest ulica Stróża Rybna i Krzywda, tam w tamtym rejonie, gdzie Lipska się zaczyna. Tam była właśnie śledziarnia, jeszcze część budynków zostało, łącznie z kominem. To było coś fenomenalnego.

Płaszów dziś, a wtedy to chyba w sporej części inne miejsce. Bardzo się zmienił?

Zmienił się, kiedyś miał zupełnie inny charakter. Tu były pola, błonia wszędzie. A na nich pasące się krowy i kury w każdym domu. Wiosną i latem przyjeżdżały tabory cygańskie i rozbijały się nad Wisłą. Okolica zmienia się i rozwija, to super, ale warto żeby w tym rozwoju pamiętać właśnie o tej historii, żeby ocalić te zabytki które jeszcze mamy, budynki, ale i wspomnienia.

Takie jak te z kroniki?

Dokładnie. Mam nadzieję, że uda się to wszystko jakoś zachować i wyeksponować, może właśnie w Domu Kultury?

W urokliwym domu na Płaszowie rozmawiał
Jarosław Komorniczak

fot. archiwum Alicji Szostak