Piotr Foreman Foryś - fot.Sebastian Przybylski

Chłopak z Podgórzem w duszy

Rozmowa z Piotrem Foremanem Forysiem

Określasz się jako „chłopak z Podgórza”. Co to dla Ciebie oznacza?

Tak naprawdę wymyśliłem to, robiąc zdjęcie mojemu ojcu na Rynku Podgórskim. Pamiętam, on ubrał się bardzo elegancko — tak jak lubił. Zresztą elegancję lubiła też moja mama. I tak sobie stanął na tle tego kościoła. Zrobiłem mu zdjęcie. Kiedy ojciec zmarł, opublikowałem je. W poście użyłem właśnie tego określenia - "chłopak z Podgórza". To był początek tego, tak naprawdę. Bo mój ojciec był w zasadzie chłopakiem z Podgórza. Później tego chłopaka z Podgórza przejąłem ja. Po napisaniu „Tanga podgórskiego” stwierdziłem, że to tak mocne, że jestem tutaj wkomponowany jakby w obszar tego podgórskiego powietrza, że określiłem się sam jako „chłopak z Podgórza”.

Chyba bardzo mocno identyfikujesz się z Podgórzem.

Tak naprawdę dość późno do tego doszedłem. Miałem chyba taki swój kompleks. Może to mocno powiedziane, ale jednak. Kompleks życia w takiej dzielnicy, wydawało się szarej i pozbawionej kolorów. Takim pół szarym, pół kolorowym świecie. I ten kompleks mi tak pozostał. O czym tu mówić, o czym tu gadać, albo do czego wręcz czuć taką miłość? Ta miłość jakby narodziła się we mnie, choć tak naprawdę była od samego początku. Rękawka, Rynek Podgórski, Limanowskiego, Kalwaryjska, stadion Korony, kopiec Krakusa czy plac Lasoty, a także Cmentarz Podgórski, gdzie pochowani są moi rodzice. Ten obszar w ciągu tygodnia zdarza mi się przemierzyć dwu, a czasami nawet trzykrotnie. Bez powodu. I mało tego, nigdy nie poczułem, że jestem znudzony, nie zastanawiałem się, dlaczego tu przyszedłem. W ogóle nie zadaję sobie tego typu pytań. Po prostu to jest coś w rodzaju wracania do swojego domu. Też się nie pytasz, dlaczego te ściany wyglądają wciąż tak samo.

Chłopak z Podgórza zostaje muzykiem, zaczyna realizować się artystycznie. I wchodzi w świat tej muzyki … jako thrash metalowiec. Mocno i z przytupem. Już w tej twórczości pojawiają się podgórskie wątki. Utwór A.D. Martyrology opowiadający o ludobójstwie i słynny klip, którynakręciliście w kamieniołomie Libana.

Obok ulicy Limanowskiego gdzie się wychowałem, jest ulica Benedykta, na której mieszkała moja ciocia Janina. Duża część mojego życia pomiędzy piątym a osiemnastym rokiem była związana z ciocią. Na różnych poziomach. Ciocia Janina była ogromną kopalnią różnych opowieści. Gdy przebywałem u niej w weekendy, zdarzało się, że opowiadała mi je do pierwszej, drugiej w nocy. Pamiętam jedną z nich. Ciocia była z wielodzietnej rodziny i jeden z jej braci zginął w Oświęcimiu. Opowiadała mi o tym, jak była na pierwszej wycieczce tuż po wyzwoleniu. Opowiadała dramatycznie o każdym szczególe. Później w obozie była parę razy i jak raz pojechała, zakupiła sobie szereg książek o dużych gabarytach, które wyglądały jak akta jakiejś sprawy, a dotyczyły wspomnień więźniów. W wolnych chwilach wertowałem je i nasączałem się okrucieństwem oraz ogromem zbrodni popełnionych w tej fabryce śmierci. Tak mnie tym tematem nasyciła, tak mi tym wszystkim nasączyła, że we mnie ten temat po prostu wniknął. I de facto, jak miałem 16 lat pojechałem do Auschwitz- -Birkenau z kolegą. Myślałem, że po tej rozmowie z ciotką jestem przygotowany na to, co zobaczę, wszystko wiem i wszystko będzie okej. Pamiętam, że przez całą drogę śmialiśmy się do rozpuku z byle czego, jak głupi do sera. Po zwiedzeniu tego muzeum, gdy wracaliśmy, chyba nie zamieniliśmy ani jednego słowa. Wszystkie rzeczy z tym związane, przerażenie, posępność i smutek one we mnie tak naprawdę rosły zawsze i zawsze z nimi miałem styczność. Nigdy mi nie były obce. Wymyśliłem taki tekst, że historia wymiotuje w tym miejscu. Nie potrafiłem bardziej makabrycznie określić całej istoty tego. Już nawet nie chodzi mi o poszczególne sytuacje, tylko całą istotę ludobójstwa. Z moim kolegą Goolarym gitarzystą i współzałożycielem Helliasa, który jest również nauczycielem matematyki, wymyśliliśmy, że każda linijka tego tekstu będzie się zaczynać od liczby. I tak mniej więcej mamy: cztery krematoria, milion ofiar, trzy zarazy szaleństwa: eksterminacja, ludobójstwo i zagłada, tysiąc oar zabijanych każdego dnia itd.  Z kolei mój wewnętrzny krzyk w tym utworze brzmiał: NIGDY WIĘCEJ !!!

Skomponowaliśmy naprawdę potworny utwór, aby ukazać do jakiego rynsztoka historii, potrafi wpłynąć ludzka nienawiść. Potem przystąpiliśmy do pracy nad klipem. Początkowo pomyśleliśmy, że poszukamy zdjęć archiwalnych i je zmontujemy po swojemu. Ale tak siedzimy, myślimy, coś tam popijamy i mówimy — nie. Tak to zrobiłby każdy. Przecież był tu Steven Spielberg i mamy pozostałości scenografii i po filmie tu kręconym Liście Schindlera. No to chodźmy tam. I tak powstało coś !!!. Kamieniołom Libana to jest w ogóle mistyczne miejsce. Zarejestrowaliśmy klip na własnych zasadach, mając do dyspozycji świetną scenografię nieco już podniszczoną, ale z klimatem i na te kilka godzin zaślubiliśmy się z tym miejscem......owszem musieliśmy użyć eliksiru twórczego, ale uważam, że udało nam się zrobić coś dobrego i ważnego.... Każdy, kogo interesuje temat holocaustu, powinien zapoznać się z tym klipem i utworem oraz przesłaniem... NO MORE !!!

Idziesz potem dalej tą drogą muzyczną, bardzo oczywiście zakręconą, przez różne projekty aż do Pudelsów, którzy mimo wszystko kojarzą się już jednak z taką muzyką... wysokiego, ale jednak mainstreamu.

Metalowcem zdeklarowanym jestem, byłem i będę. Natomiast o co chodzi z Pudelsami? I w ogóle, o co chodzi z całą moją działalnością artystyczną poza metalem? Będąc zdeklarowanym metalowcem, takim z krwi i kości, stwierdziłem, że jedzenie zupy pomidorowej przez całe życie, chociaż bardzo ją lubię, nie do końca spowoduje, że poznam inne smaki. Całe życie uważałem, że ja nie jestem melodykiem, a tu nagle okazuje się, że nim jednak jestem i to dość wysokiej klasy. W latach 2000 - 2010 grałem (śpiewałem) w zespole Andrzeja Potoczka „Revolver”. W Revolverze poznałem mnóstwo muzycznego krakowskiego światka. I cały ten krakowski światek muzyczny mi się otworzył i zacząłem powoli śpiewać, nie tylko krzyczeć. Potem przyszedł rok 2010. W pewnym momencie na Facebooku odezwał się do mnie Franz, bo napisałem, że szukam pracy, szukam jakiegoś zajęcia. I on napisał do mnie „jakiegoż to szukasz zajęcia”? Odpowiedziałem mu cytatem Oddziału Zamkniętego - „być boy'em albo paczki znaczyć”. Odpisał, że nie o to mu chodzi, tylko o to, czy chciałbym coś zaśpiewać. Oczywiście, że mógłbym zaśpiewać, ale w czym? I odpowiedział mi, że ma taki projekt „Ciemna Strona Pudelsi”. W związku z tym, że jestem metalowcem, diabłem chodzącym po ziemi, to wszystkie te bardzo mocne teksty Piotra Marka, które planowali nagrać, przejdą mi bez problemu przez usta. Stwierdziłem, że mogę nad tym popracować, przyjrzę się temu. No i zaprosił mnie do słynnego studia CZAKRAM w Podgórzu na ul. Zbrojarzy. Pamiętam jak dziś, wchodzę do niego i na stoliku stała pięciolitrowa Sangria, było takie wino kiedyś. No i tak wypiliśmy już trochę tego wina i jemu do głowy przyszedł pomysł. Zapytał, czy znam utwór Pudelsów „Uważaj na niego”? Oczywiście znałem, ale bardzo pobieżnie. Prawie w ogóle, bo nie byłem zagorzałym fanem Pudelsów w tamtych czasach. Chciałem się przygotować i przyjść jutro, pojutrze. On stwierdził, że mam zaśpiewać teraz. Po prostu teraz, bo na co mamy czekać...hehe. Spróbowałem. Wziąłem ten tekst, poszedłem do kabiny z mikrofonem i tak sobie myślę po drodze, że w całym rock'n'rollu zawsze są dwie frazy i na trzecią wchodzę. Nie będzie inaczej. No i faktycznie poleciała pierwsza fraza, druga, no i poszło. Prześpiewałem pierwszą zwrotkę, prześpiewałem refren, on dał mi stop i zawołał mnie z powrotem. Przychodzę, siadam. On mi mówi, no jeszcze musisz trochę poćwiczyć, tu widzę to inaczej, tu nawet fajnie było, tu troszkę to przesunąłeś i tak jeszcze omawiamy, omawiamy, omawiamy. I wtedy wchodzi Pudel, cześć, cześć — przedstawiam się mu, a Franz mówi, Pudel, to jest nasz nowy wokalista. Ja na to, że jeszcze ze mną nikt nic nie ustalał. A Franz, że właśnie ustaliliśmy. I tak się to zaczęło. Zupełnie nowy rozdział w moim życiu.

Zupełnie inna droga muzyczna, nowy kierunek na uzewnętrznienie tej drzemiącej energii…

No i później oczywiście była cała historia związana z dwunastoletnim stażem w kapeli obok Pudla. Pudel mieszkał w Krynicy-Zdroju jeździłem do niego, często graliśmy, komponowaliśmy, gadaliśmy godzinami, imprezowaliśmy. Andrzej Pudel, on zaszczepił we mnie wszystko, co było w tym zespole ważne, co według niego było legendą… początki, Dworek Białoprądnicki, Dupa, lepsze czasy, gorsze czasy, teksty, genezy tych tekstów, ciekawostki i namaścił mnie całą magią tego wszystkiego. Powiedział mi nawet kiedyś, że wiesz Foreman, zostałeś Pudelsem.  To był "dziadek" a ja byłem wnukiem, któremu przekazał wszystko.

I to doprowadza chłopaka z Podgórza do tego, żeby zaśpiewać na Rynku Podgórskim, „Podgórskie Tango”

To było coś tak dużego, że ja dzisiaj tego nie mogę oglądać dlatego, że bardzo się stremowałem. To jest bardzo dziwne, dlategoże rzadko się tremuję, a jeżeli już, to tylko i wyłącznie w pozytywnej formie. Natomiast ta trema… nie wiem, czy wyczułem te wszystkie duchy, które się unoszą wokół, czy to po prostu było tak dla mnie ważne. Pewnie o to chodziło najbardziej, że to było dla mnie aż takim przeżyciem. Byłem dumny z tego, że pisząc ten tekst, jakieś 200 metrów dalej, mogłem go później zaśpiewać dla tej podgórskiej publiczności. I miałem takie w swoim odniesieniu przesłanie, że to w nich zostanie, że jakby po prostu… ochrzciłem tych ludzi tymi słowami.

Ten utwór to dla mnie taka nostalgia za czymś, czego już nie ma. Tak to odczuwasz? Taka nostalgia za Podgórzem, którego już nie ma?

Wydaje mi się, a nawet jestem przekonany, że udało mi się przedstawić tę historię miłości, którą bardzo głęboko odczułem i chciałem ją zachować. Chciałem zachować ją dla przyszłych pokoleń, żeby ktoś wiedział, że ta dzielnica oprócz tego, że ma swoje kamienice i ma swoje ulice, to ma przede wszystkim klimat. Że właśnie tutaj... było jakby inaczej. Kraków kocham, naprawdę. Napisałem już kiedyś piosenkę o Krakowie "Kraków nad ranem" z którą jestem bardzo związany emocjonalnie. Natomiast Podgórze jest czymś takim, czym nie jest Kraków. Zawsze jak wracam z Krakowa, powtarzam jeszcze raz, który bardzo kocham, jak tu wjeżdżam na Podgórze, to wjeżdżam jakby do siebie. Jakbym przychodził do domu i kładł się na miękkiej pościeli. To jest dla mnie ten klimat Podgórza, którego nie ma nigdzie indziej. I co jeszcze? Do czego też dość późno doszedłem. Jednak to getto. Jednak to, że ono tutaj było... W pewnym momencie zdaliśmy sobie sprawę z tego, że tak naprawdę chodzimy po cmentarzu. I to wszystko ma swoje przełożenie na nas. Na mnie na pewno miało i ma. Cieszę się bardzo z kolei z innej rzeczy, z tego że Podgórze przybiera taką kolorową, radosną treść, że staje się "nową" dzielnicą pełną werwy młodzieńczej.

No właśnie, Podgórze się zmienia. Jak to oceniasz?

Jeśli mam być szczery to współczesne Podgórze naprawdę mi się podoba. I nie jestem tu żadnym starym dziadem, który będzie mówił, że kiedyś to było, a teraz nie ma. Kiedyś to było tak, że nawet biorąc pod uwagę Park Bednarskiego, ludzie którzy sobie teraz tu leżą na tym pięknym trawniczku, jeszcze kilka lat temu tego nie mogli tu zrobić. W tej chwili jest zaaranżowane i przemyślane tak, że jest to stworzone dla ludzi i naprawdę bardzo fajne. Dzięki temu, że został zrewitalizowany park, dzięki temu, że on właśnie wygląda tak, jak wygląda w tej chwili, to oni tu miło i sympatycznie spędzają czas. Ta kawiarenka ma swoje życie i z tego, co mówiła mi kiedyś jedna z pracujących tu Pań, czasami w weekendy po prostu nie można tu znaleźć miejsca. Fajnie, że to wszystko się rozrasta, że powstają kładki, jedna, druga. Kładkę Bernatkę bardzo lubię. Również sam Rynek Podgórski. Chociaż uważam, że ta sadzaweczka, która była kiedyś na środku, ona jednak była bardzo sympatyczna. Bardzo bym chciał, żeby nie zaginęła kultura tego Podgórza, która na przestrzeni tych lat tu się wytworzyła. Różna ta kultura jest, raz jest bardzo kolorowa, raz jest troszkę szemrana, ale jest warta pamięci.

Jedno zdanie na koniec. Podgórze jest dla mnie…

...moim miejscem na ziemi.

W Parku im. W. Bednarskiego rozmawiał
Jarosław Komorniczak

Piotr Foreman Foryś - wokalista, tekściarz, performer, showman. Artysta w ciągłym biegu, wyznawca wolności i miłości. Wokalista zespołów Hellias, Revolver, Pudelsi. Fovo, Foreman/Drzewiecki, Chłopak z Podgórza i autor "Podgórskiego Tanga".

Piotr Foreman Foryś - fot. Lesław Wabik